Wesoły autobus w śniegu...

Wesoły autobus w śniegu...

Dzisiaj czułem się jak belfer z podstawóweczki po pedagogice wczesnoszkolnej. Ni stąd, ni zowąd na przystanku na ulicy Legionowej (Białystok) wsiadła jakaś obfita, szkolna wycieczka. A i bez tego miałem już tłok - tak naprawdę. Młoda hałastra wnet poczęła wydatnie rozweselać cały autobus.

Można powiedzieć, że ustanowiłem prywatny  rekord frekwencji w kategorii "autobus jednoczłonowy". Pasażerowie gnieździli się na pokładzie jak stłoczone pszczoły w ciasnym ulu. Z tym, że plastrów miodu po sobie nie zostawili, a jedynie hektolitry zimowego błota z ulicznej chlupy rodem.

To się nazywa przepełnienie - pomyślałem. Niesamowite, ileż strzępów i fragmentów pasażerskich konwersacji można usłyszeć z kabiny. Przy dużej liczbie ludzi nagromadzenie dźwięków przeistacza się w chaotyczny chór, z którego umysł wychwytuje pojedyncze treści czy też zadania.

Jednocześnie można powiedzieć, że autobus komunikacji miejskiej jest niekiedy swoistym barometrem i odbiciem nastrojów społecznych. Oczywiście grupa jest tu losowa i zupełnie niereprezentatywna.

Oprócz nicponi z podstawówki wiozłem cały przekrój naszego społeczeństwa. Każdy z tych ludzi jedzie z własną historią ulokowaną gdzieś w głębi zwojów mózgu. Osiągi autobusu aż zauważalnie spadły. Totalny tłok. Ale ciekawie.

Tę robotę naprawdę można kochać, choć na ulicach ślizgawica, zatem lepiej nie pozwolić usnąć czujności.

 

Dawid Horbacz